w sumie to przez Rusałkę, do Sołacza, dwa kółka wokół rusałki i do domu... dodaję, bo mam, prawda, rok piłkarski i w ogóle nie jeżdżę, to żeby chociaż coś było...
Planowo to miała być długa wycieczka nad Maltę, ale wiatr mnie zniechęcił na pierwszym kółku, bo nie ukrywam, że wolę być zdrowy. Później się jeszcze nieprzyjemnie rozpadało i wolałem wrócić do domu.
Wichura, wichura i jeszcze raz wichura, to wszystko co się działo na trasie... a poza tym genialne rozpoznanie mojej mamy na temat wiatru. Gdyż moja mama wychodziła z domu i zaoferowała mi, że mi zadzwoni, czy jest wiatr czy nie. No i mama dzwoni i mówi oczywiście, że lekki wiaterek, ale nic takiego, po czym jak wyjechałem na drogę rowerową przy Bułgarskiej i Polskiej... A poza tym, no to dowiedziałem się, że skuli cały chodnik przy Bułgarskiej, aż do jakiegoś tam banku i musiałem zaniżyć sobie średnią w poszukiwaniu przejazdu. Tym razem zapomniałem aparatu, chociaż przez pół drogi zastanawiałem się, czemu mam ta dużo miejsca w torebce pod siodło...
Miałem w planie pojechać do Strzeszynka i z powrotem, ale błoto mnie zniechęciło, jako że wcześniej przez 2h myłem rower i nie chciałem tego powtarzać(i tak będę musiał to zrobić). toteż nad Rusałką zawróciłem i pojechałem do "Sołacza", stamtąd na Cytadelę, nad Maltę i przez Garbary, koło AWF-u wróciłem elegancko do domu. Nie ukrywam, że gdyby nie zatrważająca liczba pieszych na ścieżkach rowerowych, moja średnia byłaby wyższa o kilka km/h, a tak to przez połowę drogi musiałem manewrować między ludźmi. Podsumowując, rozpoczęcie sezonu udane, tym razem bez dziurawej dętki i opony, rower w porząsiu i odkryłem dużo nowych tras rowerowych w Poznaniu ;D. Oczywiście pomimo tego, że miałem aparat, zapomniałem zrobić zdjęcia...
Wyjechaliśmy z Wachem o 11.30 do Strzeszyna Góreckiego przez Lasek Marceliński, w którym zdobyliśmy dwukrotnie górkę i Rusałkę, którą w zasadzie objechaliśmy. Później przez jakąś drogę polną, zabłoconą dojechaliśmy do drogi na Morasko, jednak wróciliśmy nią do drogi, która wiedzie wzdłuż ścieżki rowerowej Strzeszynek-Rusałka, do której odbiliśmy, i którą wróciliśmy przez Rusałkę, drogę rowerową wzdłuż Polskej i Bułgarskiej i Lasek Marceliński, w którym jechaliśmy odrobinę na azymut przez las do domu. Ogólnie wycieczkę uważam za udaną, dodam, że niewysoka średnia wynika z obecności błota na sporej części naszej trasy. ;]
spoko wycieczka, wyjechaliśmy ok. 18.30 zrobiliśmy kilka kółek dookoła Malty, po drodze złapaliśmy kilku niezłych bikerów, w tym jednego na ostrym kole, później z jednym wracaliśmy do domu, co prawda różnymi drogami, ale ciągle się spotykaliśmy ;]
dzień 4, czyli powrót do Poznania trasą Eurovelo. A więc... Jechaliśmy trasą eurovelo od Promna i zboczyliśmy z niej w okolicach Biskupic i Uzarzewa. Wróciliśmy do Poznania przez Gortatowo i Swarzędz, w którym to wróciliśmy na szlak Eurovelo.
Sumując cały wyjazd: "Wycieczki z działki Wacha" to 235km w 9h20 z prędkością maksymalną 51km/h i prawie 3700 spalonymi kaloriami.
Dzień 2: planowaliśmy wyjazd do Wrześni, do której dojechaliśmy jedną boczną drogą do Iwna, skąd poboczem krajowej 92 dobiliśmy do Wrześni; po drodze minęliśmy miejscowość o wdzięcznej nazwie Zasutowo ;D. Jednakże we Wrześnie zmieniły nam się priorytety i postanowiliśmy pojechać do Gniezna i później wrócić nad jeziorem Lednickim. Wszystko poszło nam elegancko, właściciel knajpy na wrzesińskim rynku powiedział nam którędy objechać ruch uliczny i pomknęliśmy trasą przez Czerniejewo. Następnie w Gnieźnie posiedzieliśmy pod Katedrą skąd udaliśmy się nad kąpielisko nad jeziorem Lednickim, gdzie "odświeżyliśmy się" :D. Stamtąd oklepaną już trasą z dnia poprzedniego pojechaliśmy przez Węglewo do Gorzkiego Pola.